Dr Damian Kaźmierczak, wiceprezes PZPB, alarmuje: brak długofalowego planowania, uzależnienie od funduszy UE i resortowa silosowość destabilizują polski rynek budowlany. Ekspert wskazuje na pilną potrzebę reformy Funduszu Kolejowego i centralnej koordynacji inwestycji, by zahamować wahania sektora i wspierać rozwój rodzimych firm.
Doktor Damian Kaźmierczak – wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, wysnuł tezę, iż państwo w dużej mierze przyczynia się do destabilizacji polskiego segmentu infrastruktury, w którym rynek waha się od skrajnych dołków do górek. Jak wskazał, tego rodzaju wahania destabilizują sektor budownictwa i blokują rozwój rodzimych firm budowlanych.
Wymienił cztery główne punkty, które mają wpływ na tę sytuację.
Potrzebny fundusz na kształt KFD
Kaźmierczak uważa, iż państwo dysponuje narzędziami, by skutecznie niwelować te wahania, ale z powodu urzędniczego bezwładu, braku motywacji do działania i niedostatku sprawczości, nie podejmuje żadnych kroków w celu zapewnienia sprawnego funkcjonowania tej strategicznej gałęzi gospodarki, jaką jest budownictwo.
Jego zdaniem, polskie inwestycje infrastrukturalne są w dużej mierze uzależnione od finansowania UE.
– To fakt, który znamy od ponad 20 lat, i powinniśmy się z tego cieszyć. Niemniej jednak, brakuje nam mechanizmów finansowania opartych w większym stopniu na środkach krajowych, które mogłyby zostać uruchomione w przypadku opóźnień w transferze funduszy unijnych do Polski – argumentuje, dodając, że brak takiego mechanizmu jest szczególnie widoczny na rynku kolejowym, gdzie inwestycje nigdy nie mogą ruszyć bez pieniędzy z UE.
W związku z tym, Damian Kaźmierczak uważa, że szokujące jest, iż władze cały czas nie rozważyły stworzenia mechanizmu na wzór Krajowego Funduszu Drogowego, który
w inwestycjach realizowanych przez GDDKiA sprawdza się doskonale.
Warto wspomnieć, że kwestia ta była poruszana szeroko podczas ostatniego XIII Kongresu Infrastruktury Polskiej, gdzie przedstawiciele branży wskazywali na
konieczność reformy Funduszu Kolejowego.
Brak długofalowości i walka polityczna
Dalej przedstawiciel PZPB wymienia brak działań, by programy inwestycyjne były rozpisane na lata i wyjęte spod bieżącego sporu politycznego.
– Wiele programów jest głęboko modyfikowanych w zależności od tego, kto aktualnie sprawuje w Polsce władzę. W efekcie dochodzi do spowolnienia inwestycji i pogłębiania „dołków” w budownictwie w okresach dekoniunktury, ponieważ inwestycje infrastrukturalne nie mogą ruszyć, by wypełnić lukę po inwestycjach komercyjnych, które z natury cechują się dużą cyklicznością i mogą znajdować się w fazie dekoniunktury – argumentuje.
Dodatkowo natomiast, każde opóźnienie w realizacji rządowych programów inwestycyjnych prowadzi do sytuacji, w której pod koniec okresu budżetowego Unii Europejskiej musimy spieszyć się z wydawaniem europejskich funduszy, przez co wpędzamy się w „górkę” inwestycyjną, która jednak prowadzi do destrukcji przez wiele negatywnych konsekwencji takich jak wzrost cen materiałów i robocizny czy niedobór materiałów oraz rąk do pracy.
– Robimy to sobie na własne życzenie, a główną przyczyną jest brak planowania – skwitował Damian Kaźmierczak.
Konieczna koordynacja
Jako ostatni problem, został z kolei wymieniony fakt, iż programy inwestycyjne nie są koordynowane na poziomie centralnym.
– Każdy zamawiający i każde ministerstwo realizują własne programy infrastrukturalne, za które są odpowiedzialne, nie uwzględniając działań innych. Brakuje instytucji, która pełniłaby rolę „rady koordynacyjnej przy premierze” – ciała złożonego z przedstawicieli różnych ministerstw, zamawiających oraz reprezentantów rynku – uważa wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Dodaje przy tym, że zbyt często „Polska resortowa” napotyka na opór ze strony „Polski koalicyjnej”, co prowadzi do kolejnych problemów w prowadzeniu inwestycji.
– Ta silosowość jest rakiem trawiącym nasze państwo od lat – podsumowuje.